Wypadnięcie dysku u labradora

Dłuższy czas nie pisałam, bo przez ostatni miesiąc  sporo się u nas dzieje i jakoś nie miałam do tego głowy... Dzisiaj jeszcze raz o naszym psiaku - Gaji. Mam nadzieję, że wpis pomoże osobom, które znajdują się w podobnej sytuacji i nie wiedzą co począć, jak pomóc swojemu czworonożnemu przyjacielowi.
O tym jak było u nas na początku pisałam już tutaj. Od tego czasu minął już prawie miesiąc i z wielką ulgą mogę Was poinformować, że Gaja jest nadal wśród nas :) Z dnia na dzień ma się coraz lepiej. Wciąż odwiedza nas fizjoterapeutka i prowadzi dalszą terapię, masaż i elektroterapię. Na obecnym etapie przyjeżdża do nas raz w tygodniu, a w pozostałe dni musimy sami ćwiczyć Gaji łapy i motywować do ruchu.
Niestety terapia jest mozolna i długotrwała z tego względu, że na samym początku doszło do wielu zaniechań i złej diagnozy. Piesek od pierwszych objawów przeleżał prawie miesiąc, więc żeby doprowadzić do pełnej albo zadowalającej sprawności ruchowej potrzebuje zdecydowanie więcej czasu.
W przypadku wypadnięcia dysku w odcinku lędźwiowym kręgosłupa należało owszem podawać pieskowi leki przeciwzapalne i przeciwbólowe, także ograniczyć ruch, ale co najważniejsze pies powinien od samego początku być rehabilitowany, aby mięśnie się "nie zastały" !!!! Podobnie jak u człowieka. To też jest organizm żywy i ma podobne potrzeby. Czyli jednym słowem operacja nie była konieczna, wystarczyło w odpowiedni sposób zaopiekować się zwierzęcym pacjentem!
Na chwilę obecną postępy są ogromne w porównaniu do tego co było w kryzysowym momencie, gdy Gaja nie mogła już sama chodzić. Każda próba ruchu kończyła się na strasznym cierpieniu, piszczeniu, wyciu i szczekaniu. Nie miała ochoty jeść, co u labradorów się nie zdarza. Miała wiecznie zapłakane oczy i na nasz widok odwracała głowę. Piszczała i szczekała zarówno w dzień jak i w nocy. Straciła na wadze przynajmniej 10kg i zapadły  się jej mięśnie, przez co kręgosłup w odcinku lędźwiowo-krzyżowym oraz tylne kości łap wyszły na zewnątrz :( Co prawda kości nadal jej wystają, ale z dnia na dzień widać postępy, powoli wszystko wraca na swoje miejsce. Najważniejsze, że wróciła jej chęć do życia i sama przechadza się po domu, z chęcią wychodzi na spacery i próbuje aktywnie w nich uczestniczyć. Już nie zatrzymuje się co kilka kroków, żeby przysiąść, tylko idzie dzielnie z głową podniesioną do góry i macha ogonem. Nawet potrafi się tak jak kiedyś wybrudzić w małej kałuży ;) Zaczęła normalnie jeść.
Nadal nie wiadomo na ile wróci jej sprawność w tylnych łapach, bo wciąż ma przykurcze mięśni i łapki nie są na tyle sprawne by mogła się swobodnie poruszać. Wierzę, że będzie na tyle dobrze, że będzie mogła uganiać się po ogrodzie za dziećmi.
Tym pozytywnym akcentem kończę i dziękuję wszystkim, którzy trzymali za Gaję kciuki. Przed nami jeszcze sporo pracy, więc ich nie puszczajcie  ;) Następnym razem napiszę trochę o mojej ciąży i jak się ją przechodzi w Niemczech i po trzydziestce. Czyli swoistą antyreklamę. Jakoś tak mi uciekły te ostatnie dwa miesiące, że prawie zapomniałam o tym, że to już ostatni trymestr i za jakieś 6 tygodni będę rodzić ;)

Tak wygląda większość dnia naszej nieboraczki.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Świadczenia rodzinne w Niemczech - gdzie, co i jak?

Kupno domu w Niemczech- od czego zacząć...

Praca w niemieckim przedszkolu dla wychowawcy