Moja ciąża

Znowu troszkę czasu minęło od poprzedniego wpisu...Niestety moje ciążowe dolegliwości nie sprzyjają mi w normalnym funkcjonowaniu. Tak jak wspomniałam w ostatnim wpisie, dzisiaj mam zamiar naświetlić sytuację ciążową po 30-tce i jak się ją przechodzi w Niemczech. Także, która z Was jeszcze nie była w ciąży lepiej może niech tego nie czyta ;)
 Zacznę od rzeczy formalnych, lekarz, badania itd.- jak to wygląda w Niemczech. Na pierwszą wizytę wybieramy sobie ginekologa, który poprowadzi ciążę do końca. Wydaje mi się, że tak jest najlepiej dla ciężarnej. Dlatego warto zasięgną języka u znajomych, bądź w internecie i dowiedzieć się co nie co o naszym przyszłym lekarzu, z którym będziemy się regularnie spotykać co miesiąc, a po 30 -34 tygodniu ciąży co 2 tygodnie i częściej. Jeśli oczywiście wszystko będzie przebiegało prawidłowo i bez komplikacji. Warto wiedzieć, że do ginekologa nie jest potrzebne skierowanie, po prostu umawiamy się na wizytę, zabieramy ze sobą kartę ubezpieczeniową, garść informacji i tyle... Idziemy potwierdzić nasz "stan". Na pierwszej wizycie lekarz przeprowadza wywiad, robi badanie USG, oblicza przybliżony termin porodu. Pielęgniarka pobiera krew i mocz do badania, daje książeczkę tzw. Mutterpass, którego należy strzec do końca ciąży ;) Będą do niego wklejane oryginalne wyniki badań i wpisywane wszelkie informacje dotyczące ciąży.
Na kolejnej wizycie przeprowadzone zostaje badanie ginekologiczne, ponowne USG i pobranie moczu. Siuśki pobierane są co wizytę, badanie USG według życzenia pacjentki, również robione jest na każdej wizycie, krew do badań pobieraną miałam 2 razy od 5 do 37 tygodnia, natomiast badanie ginekologiczne miałam tylko jedno. Co do USG, to według standardowego ubezpieczenia przysługują trzy darmowe, jedno na trymestr. Jednak jeśli ciężarna się zgodzi, może za opłatą (u nas 20 eu za jedno) mieć robione na każdej wizycie... Tak jest w teorii.. jednak ja miałam więcej darmowych badań. Ubezpieczenie mam w AOK podstawowe. To samo tyczy się badania na toksoplazmozę w początkowych tygodniach ciąży. Podobno jest płatne, a ja nic nie płaciłam. Także wiele zależy od dobrej woli naszego lekarza. Co mnie zaskoczyło bardzo pozytywnie, badanie w kierunku cukrzycy ciążowej ok. 20 tc przebiegło całkiem przyjemnie, na dzień dobry dostałam do wypicia Uwaga! nie ohydną szklankę z glukozą czyt. ulepkiem cukru, po którym chce się wymiotować i na samą myśl robi się niedobrze, lecz szklankę z sokiem o smaku owoców leśnych :) Wypiłam ją bez problemu, odczekałam godzinę, pobrali mi krew do badania i wsio :) To by było na tyle z przjemności, a teraz przejdę do tej gorszej strony mojej ciąży ;)
Od początku miałam taką cichą nadzieję, że przejdę ją lepiej niż poprzednią.. Przede wszystkim aktywnie ze względu na inną sytuację życiową. Jednak szybko się okazało, że nie mam na co liczyć. Pierwsze dolegliwości, zaczęły się już w 5/6 tygodniu. Mianowicie nieszczęsne mdłości, które trzymały mnie przez dosłownie całą dobę. Chciałam sobie pomóc na wiele sposobów, ale praktycznie nic nie działało. Czułam się jak na nieustającym kacu :D aż do 17 tygodnia! Czyli dłużej niż w poprzedniej ciąży. W między czasie złapałam jakieś przeziębienie, na które dostałam tylko uwaga- tabletki na katar... Z bólem gardła, temperaturą musiałam sobie radzić sama domowymi sposobami..:/ Przy okazji zajmować się uciekającą 3,5 latką i wszystkim dookoła...Do tego nieustająca bezsenność w przeciwieństwie do pierwszej ciąży, gdzie pierwsze tygodnie przespałam..
Także pierwszy trymestr był wstrętny, musiałam sobie radzić praktycznie ze wszystkim sama, bo przecież ciąża to nie choroba...Gotowanie, pranie, sprzątanie, wyrywanie chwastów, przycinanie krzewów, zamiatanie ulicy itd.. można by wyliczać...plus opieka nad szaloną Zuzią.. Niestety taki wysiłek nie mógł się dobrze skończyć.. Po 18 tc pojawiły się dziwne plamienia, trwały regularnie raz na tydzień. Do tego jeszcze rwa kulszowa i bóle w spojeniu łonowym, zaparcia... Cały zestaw nowych dolegliwości co by przypadkiem mi się za bardzo nie nudziło. Tym sposobem w 20 tc. wylądowałam w szpitalu na obserwacji. Przebadali mnie wzdłuż i w szerz i właściwie żadnej konkretnej diagnozy nie otrzymałam, skąd biorą się plamienia, dostałam tylko przykaz odpoczywania, nie dźwigania itd. czyli leżeć, nic nie robić i pachnieć ;)..Ale jak tutaj leżeć i nic nie robić jak cały dom na jednej głowie? Owszem zaczęłam się oszczędzać i żyć w ciągłym stresie, aby przypadkiem plamienie nie powróciło, bo znowu musiałabym jechać do szpitala..  Tak przy okazji, ważna wiadomość dla niewtajemniczonych, jedna doba pobytu na wakacjach szpitalnych kosztuje w tutaj 10 eu.
Tak dobrnęłam prawie do końca drugiego trymestru, plamienia się więcej nie pojawiały, zaczęłam odzyskiwać spokój i nadzieję, że już do końca będzie tylko lepiej.. ale niestety okres chorobowy w domu się rozkręcał, Zuzi zimowe choroby plus Gaji wypadnięty dysk zrobiły swoje...:/ Czyli kolejne dwa miesiące wyjęte z życia...:/  Na dzień dzisiejszy czuję się jak słoń, albo i wieloryb, poruszam jak kaczka, bo dziecko w brzuchu naciska główką na spojenie łonowe. Jest gotowe do wyjścia.. Jednak został nam jeszcze jakiś miesiąc, żeby księżniczka (bo najprawdopodobniej będzie druga dziewczynka) mogła się wystroić na swój ważny dzień...Do tego czasu to ja chyba oszaleję, bo od 2 tygodniu znowu cierpię na nieustającą bezsenność, czuję się ociężała i niewyspana i do tego na dzień dzisiejszy łapie mnie jakieś przeziębienie... To było by na tyle z ciążowych przyjemności.  Jeśli tylko uda mi się dobrnąć do 20 kwietnia, to już nikt mnie więcej nie namówi na takie wyzwanie jakim jest CIĄŻA, bo to przecież nie choroba, tylko stan. Nie ważne, że kobieta w tym czasie czuje się jakby przechodziła z 10 różnych chorób poczynając od fizycznych a kończąc na psychicznych ;) Ale kto tego nie przeszedł NIGDY nie zrozumie..
Od dzisiaj zaczynam odliczanie :) Zostały mi 4 tygodnie tego "wspaniałego stanu", więc nie pozostaje mi nic innego jak cieszyć się tymi chwilami, które już więcej nie nastąpią ;) Tym samym życzę wszystkim przyszłym mamusiom samych przyjemności w ciągu tych dłuuugich 9 miesięcy, oby minęło szybko i bezboleśnie :)

Aktualizacja:
Poród przebiegł bardzo szybko, ale i boleśnie.
A to nasza mała Emilia :)

Komentarze

  1. Trzymam kciuki ze "nudne" 3-4 tygodnie do mety :)

    Szkoda ze mieszkasz tak daleko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Opieka medyczna w Niemczech jest na wysokim poziomie, także o rozwiązanie raczej nie ma się co martwić. Przynajmniej z czysto teoretycznego punktu :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Świadczenia rodzinne w Niemczech - gdzie, co i jak?

Kupno domu w Niemczech- od czego zacząć...

Praca w niemieckim przedszkolu dla wychowawcy